Recenzja filmu "Droga do zrozumienia" w reżyserii Marcina Kondraciuka
(premiera 21.04.2012, Festiwal Filmowy "DRZWI")


W filmie „Droga do zrozumienia” trzech mieszkańców ośrodka dla osób z niepełnosprawnością postanawia uciec i wybrać się w podróż do wybranego palcem na mapie Radzanowa. Pojechałam z nimi, a co tam! Ciekawy w tej podróży jest już sam dobór bohaterów – rozsądny i czuły pomysłodawca wyprawy, Paweł (w tej roli  Paweł Rolka), praktyczny i powściągliwy Damian (Mateusz Marek) i niedający utrzymać się w ryzach Michał, dla którego emocje są jedynym drogowskazem (Grzegorz Grębosz). Taka mieszanka musi powodować u widzów wybuchy, najczęściej śmiechu i łez. Oj, warto zabrać się z nimi autostopem i wędrować gęsiego, bo emocje rosną z każdym przebytym kilometrem, przybliżającym nas do celu. Paweł potrzebuje przyjaciół i ich pomocy, chociażby przy wsiadaniu do pociągu, Damian przygody a Michał odrobinę kontroli. Każdy z nich potrzebuje wolności – Wolność jest wtedy, kiedy można iść do sklepu, twierdzi jeden. Wolność jest teraz, puentuje drugi, patrząc w rozgwieżdżone niebo. Marcin Kondraciuk napisał scenariusz wspólnie z ekipą z zajęć filmoterapii i to właśnie słowo wspólnie jest kluczem do powstania ciepłej, zabawnej i mądrej historii. Jak to w podróży, czasem zdarzają się chwile zwątpienia, czasem euforii. Wszystkie spotkania, sytuacje, ludzie – ci w pociągu, na dworcu, nad jeziorem, na łące – i sami główni bohaterowie są zwierciadłem codzienności, śmiesznej lub tragicznej, ale zawsze prawdziwej. Bywa, że napotkani ludzie czasem dziwnie długo i uważnie się przypatrują. Trójka podróżników doskonale to wyczuwa. Oni czasem tak patrzą, tłumaczy Damian. A w rolach spotykanych osób wystąpili między innymi tata Pawła, mama reżysera, aktorzy z castingów, w tym znakomite rodzeństwo Ania i Damian, oraz członkowie GKF Wrota i przyjaciele klubu. Bardzo ciekawym zabiegiem Marcina Kondraciuka, reżysera filmu było to, że o ile Paweł po prostu grał siebie, to w role Damiana i Michała wcielili się aktorzy, dla których zagranie osoby niepełnosprawnej było całkowicie nowym doświadczeniem. Cennym, jak sami stwierdzili. Prawdziwi Damian i Michał cały czas byli na planie filmowym, stając się tym samym konsultantami a jednocześnie pierwszymi krytykami kreacji Mateusza i Grzegorza. Można odbierać ten film bardzo różnie, ale cokolwiek by nie mówić, nie ma w nim krzty zadęcia, udawania, czy nieszczerości. Po prostu niczego wymuszonego, co zdarza się niestety projektom realizowanym dla osób niepełnosprawnych, ale nie we współpracy z nimi, takim, które stawiają na piedestale osobiste ambicje „wspaniałomyślnych mentorów”. Tym razem twórcy, jak sami mówią, chcą trafić do serc, sprawdzić się, czasem przekroczyć własne bariery… A poza tym, rzecz jasna, zdobyć nagrody i stać się sławnymi – to oczywiste.
Wielkim atutem obrazu Kondraciuka są znakomite ujęcia krajobrazu, wsparte bardzo dobrą oprawą muzyczną. Nie można w tym momencie nie wspomnieć o głównym temacie muzycznym z filmu, skomponowanym i wykonanym przez Sekcję Muzyczną Kołłątajowskiej Kuźni Prawdziwych Mężczyzn, czyli Aleksandra Czerkawskiego i Mateusza Marka. Ten kawałek ma znamiona prawdziwego przeboju i zapewne takim się stanie. I to z niego właśnie pochodzi tytuł – kosmiczna rakieta zabrała we wspólną drogę do zrozumienia zarówno aktorów jak i widzów. To chyba największa zaleta filmu, który pozwala na kontynuowanie tej podróży także po jego obejrzeniu. To już nie tylko przenikanie się dwóch światów ale nareszcie jeden świat.

Anna Maksym
INFO-POSTER.EU 
22 KWIETNIA 2012
Wielu z nas szuka swojego miejsca na Ziemi, poszukuje swojej bratniej duszy, pragnie zabicia monotonii i podąża ścieżką, jaką sobie obierze. Projekcja Gliwickiego Klubu Filmowego WROTA pokazała nie tyle odwagę, co ambicję osób niepełnosprawnych. Warto powiedzieć: „Jak się chce to można”.

Film nie powinien być prostą i przewidywalną historią pisaną przez scenarzystę – on powinien przesiąkać niespodziankami i mieć zaskakującą końcówkę. Musi wstrząsnąć widzem na tyle, aby przez długi czas pozostał w jego pamięci. „Droga do zrozumienia” zdecydowanie zalicza się do niebanalnych etiud filmowych, po których nie sposób poskromić myśli.
Jest to film z mocnym przekazem, w którym z każdą minutą można wyciągnąć coraz więcej informacji i mądrości. Serdecznie polecam tę produkcję szczególnie osobom, które uwielbiają marudzić i boją się zrobić duży krok w stronę własnych marzeń, czy pragnień choćby z powodu przeciwności losu. Historia opowiedziana w tym dziele pokazuje, ile sił potrafi znaleźć w sobie człowiek – nawet ten najbardziej niepozorny.
Niestety lekkim minusem jest wyolbrzymianie i jednocześnie upiększanie gościnności polskiej. Niekiedy ich podróż przypomina mi „Kac Vegas” lub inne filmy o bardzo podkoloryzowanych podróżach. Ta ryska może odbierać „autentyczność” filmowi, ponieważ spodziewałam się historii pisanej przez życie, a nie przez scenarzystę. Oczywiście wiem, że scenariusz jest potrzebny w każdej produkcji, jednak czasem dobrze jest ukrócić fantazję. Naprawdę trudno uwierzyć, aby w Polsce ktoś zostawił swoje kajaki luzem, albo Pan z rybami na plaży miał ich, aż tyle, aby starczyło dla całej czwórki. Takich historii jest więcej, ale nie będę ich wymieniać, aby nie zdradzać całej śmietanki filmowej:). Chociaż przyznam, że oglądając film sama chętnie wsiadłabym w pierwszy lepszy autobus jadąc przed siebie w nieznane;).
Mnie osobiście film czasami wzruszał, rozśmieszał i zaskakiwał, co było bardzo mile spędzonym czasem wolnym. Spodziewałam się czegoś mocnego i miałam rację – ekipa filmowa spisała się bardzo dobrze. Naprawdę szczerze polecam projekcję każdemu kto znajdzie trochę wolnego czasu.
Kira - Kinoamatorskie.pl
„Tak się moje losy potoczyły, że mam nienormalne nogi. Na resztę nie narzekam, no bo po co?” – mówi Paweł, bohater filmu Marcina Kondraciuka „Droga do zrozumienia”, w którego wcielił się niepełnosprawny Paweł Rolka. Widziałam ten film już z 10 razy śmiejąc się i płacząc na przemian. Polecam wszystkim.

Mam ochotę obejrzeć go znowu i to nie tylko dlatego, że za chwilę Światowy Dzień Chorego.
Tak się i moje losy potoczyły, że mam nienormalne nogi. A raczej nogę. Prawą. I rękę, też prawą. Fachowo nazywa się to niedowładem spastycznym prawostronnym. Na resztę też nie narzekam. Bo po co.
„Widzisz tylko nogi, nie wiesz gdzie mogę dobiec” – śpiewa Sekcja Muzyczna Kołłątajowskiej Kuźni Prawdziwych Mężczyzn. To oni skomponowali piosenkę do filmu Marcina. I prawie czuję, jakby skomponowali ją też dla mnie.
Właściwie nie wiem co znaczy pełna sprawność. To nie jest takie złe, bo wtedy aż tak się za nią nie tęskni.  Za to trzeba się jakoś pogodzić z tym, że buty na obcasie i elastyczność Shakiry – nie są dla każdego. W wieku gimnazjalno-licealnym to tragedia na miarę Titanica. Na szczęście – latka lecą. Starość to, co prawda, nie radość, ale dorosłość przynosi normalność.
Droga do zrozumienia bywa kręta, długa i męcząca, choć chłopaki z Kuźni śpiewają wprost, że „nie jest taka trudna”. Na tej drodze walka z kompleksami przestaje być walką z wiatrakami. W ogóle przestaje być walką. Zrozumienie rozbraja kompleksy, bez wcześniejszego rozstrzeliwania ich argumentami, frazesami i złotymi myślami. Skutecznie odbiera wątpliwy status ofiary, który dawał choremu bezzasadne przywileje: pozwalał oskarżać, czynić świat dłużnikiem, wnosić żądania. A co najgorsze – dawał mylne i zwyczajnie głupie przekonanie, że jest się po stronie dobra. Bo przecież mam prawo do gorszego samopoczucia. I co z tego, że mówią, że cierpienie może człowieka zmienić, wzbogacić? Takim kosztem? Phi. To ja dziękuję.
Na drodze do zrozumienia można też parę razy pokłócić się z Panem Bogiem, zarzucić Mu wadliwość planu i aktu stwórczego, niesprawiedliwość, nieczułość. Wściekać się, że milczy, że niczego nie tłumaczy, że nawet nie odpiera ataków, nie próbuje się bronić. Można uznać Go za tchórza, mięczaka, nieobecnego. Właśnie, może Go wcale nie ma? Przecież nie daje żadnego znaku, nawet głupiego „a, kuku”, nic. Ale wszystko do czasu.
Droga do zrozumienia jest w końcu jak biblijna prawda według św. Jana – wyzwala. Ze stereotypowego myślenia, ze strachu, ze wstydu, z poczucia, że jest się innym, gorszym, nieszczęśliwym. I jak przystało na prawdziwą drogę, wyzwala nie tylko „od czegoś”, ale i „ku czemuś” – ku wolności, ku marzeniom, ku Bogu. I idzie się do przodu, nawet jeśli nie od razu dodaje się do tego „Alleluja”.
Na mojej drodze do zrozumienia wiodę życie o jakim marzyłam – jestem nauczycielem. Ten blog jest tego świadectwem i najlepszym dowodem.
Na drodze do zrozumienia, zgodnie z tym co śpiewa Kuźnia, „nie mam nic do ukrycia, nie mam nic do stracenia”. Dlatego na pierwszych katechezach w każdej klasie – od pierwszej po maturalną – opowiadam uczniom o tym, na co choruję, dlaczego piszę na tablicy tylko lewą ręką i dlaczego czasem, gdy wezmę do szkoły laptopa i zeszyty z kilku klas – trzeba mi będzie pomóc przenieść to do sali. Traktuję ich jak dorosłych ludzi, którzy po prostu mają prawo wiedzieć. Bo przecież nie można skazywać na niedomówienia i domysły tych, za których bierze się odpowiedzialność. Niczego nie ukrywam, niczego nie tracę. Oni też nie.
Przyznanie się do słabości zawsze jest jakimś psychicznym wysiłkiem. W tej chwili  mówię już o tym normalnie, bez zażenowania. A moja młodzież ciągle patrzy na mnie z życzliwością, niektórzy z podziwem, a nawet niedowierzaniem. Nie zasłaniam się katechizmem, biblijnym Hiobem, nie kwestionuję Bożego pomysłu na moje życie. Wciąż jestem na drodze do zrozumienia. Fajnie jest być na tej drodze razem z uczniami. A z chłopakami z Kuźni śpiewać: „spójrz na to co robię, to właśnie jest wolność!”
Mój dawny uczeń, dziś już student, na dodatek ze śpiewająco zdaną pierwszą sesją, powiedział mi kiedyś: „To jest tak, że my widzimy tę chorobę pani profesor. Widzimy, ale jej nie dostrzegamy. Jeśli rozumie pani co chcę powiedzieć.”
Rozumiem. I dziękuję.
Wielkie podziękowania i pozdrowienia również dla Kołłątajowskiej Kuźni Prawdziwych Mężczyzn. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Mieliście rację: ja też na takie życie czekałam całe życie!
Małgorzata Janiec
Back to Top